piątek, 16 stycznia 2009

Jak to jedziemy przez Senegal i docieramy do Gambii * Travelling throught Senegal & coming to Gambia








Greetings from Gambia!
In stinking of pollution, dust and every-single-meter-trash Dakar we took a colourful minibus (cheap public transport) and found a station. Lots of people were trying to persuade us to hire their car. Explaining that we are looking for a bus didn't work. We were whites, so how could we look for a bus?... After some time we gave up and agreed to go by car, but by the one for seven passengers, not only us. Still paying too much but tired of bargaining and the crowd of the city, we went to Sinndia. From there we wanted to hitch-hike. The road was better than majority in Poland with lots of cars passing. A short while and one of the cars stoped. Only few kilometers passed and the driver invited us to spend some time with his family... And well... when you stop by an African family for a while, you can be sure it's not going to be a while... Of course, we stayed for afternoon, evening, night and then morning. No matter, we didn't understand each other too much (they were speaking Wolof and some Senegalian French).
The next day some easy hitch-hiking (if you want to travel for free in West Africa, tell it better to the driver before - otherwise they can understand you agree to pay) and soon we were in Khaolack. There we met Jahya - Gambian who in 5 minutes took a decision to come with us. Why not?...
And beautiful landscapes again, experiences of local transport (you never know when it leaves, if it leaves... sometimes happens than someone from the back falls down and a driver do not notice it), and soon we are passing Gambian border on a horse and cart. We need to look for officers to get a stamp. When we suceed, one of them look into our passports for some minutes, watching our visas and then asked: "So... you want to buy a visa?..."
Anyway, we eventually got to Farafenni where, very tired, stayed in a flat of an old friend of our friend:).

Pozdrawiamy z Gambii! Tyle sie dzialo przez ten czas, ze nie wiadomo od czego zaczac…
W smierdzacym spalinami, kurzem i wszechobecnym smietnikiem i szambem Dakarze znalazlysmy dworzec. Nie dalysmy sie namowic na taksowke do niego, lecz pojechalysmy jednym z wielu kolorowych, klekoczacych sie busikow z miejscowymi (kosztuje to 100 frankow, a nie 1500 jak taksowka po ostrym targowaniu sie i o ile ciekawiej:)). Tam jednak dalysmy sie obskoczyc przez miejscowych proponujacych podwiezienie i, “troche” przeplacajac (5000 frankow za osobe), ale za to jadac sobie wygodnie osobowka, dojechalysmy do Sinndii. Tam stanelysmy juz na stopika. Ruch na drodze jak w Europie, wiec bez obaw o brak okazji do zlapania jakiegos kierowcy; drogi jak narazie lepsze niz w Polsce. Szybko zatrzymal sie samochod. Nie ujechalysmy jednak zbyt daleko... po paru minutach znalazlysmy sie w goscinie wielkiej afrykanskiej rodziny…Zapoznanie ze wszystkimi czlonkami, przywitanie z Wielkim Tata i Wielka Mama, jedzenie ze wspolnej michy oczywiscie rekami, nieco muzyki, taniec Grand Mamy, spacer po okolicznych baobabach…jednym slowem bylo rodzinnie, milo, przyjaznie, az zal bylo jechac dalej.
Nastepnego dnia kilka bezproblemowo zlapanych okazji ( zawsze trzeba zaznaczac ze sie jedzie autostopem, inaczej kierowcy oczekuja zaplaty), w tym osiolek…:) I juz jestesmy w Khaolack. Znowu smrod, spaliny itp…ale nie tak jak w Dakarze. I tu nowa przygoda…poznany na ulicy Jahya – rodem z Gambii w 5 minut decyduje sie zabrac z nami w dalsza podroz…Jest wesolo, jest znowu osiolek, rzeka, smieci, kurz, dzikie wioski po drodze, lepianki, zachod slonca ( piekny!), lokalny transport ( nieprzewidywalny-nigdy nie wiesz kiedy odjedzie, czy pojedzie, jak ktos wypadnie z tylu to niewazne…), chwilami brak asfaltu, ciemna noc, az w koncu przekraczamy radosnie na konnym wozie gambijsko-senegalska granice. Dobra chwila schodzi na znalezienie celnikow (potrzebowalysmy stepla wyjazdowego z Senegalu-wiza tylko na 6 dni lacznie), ktorzy po 5 minutach wpatrywania sie w nasze wizy pytaja: “ To co? Potrzebujecie teraz wykupic wize?.....”Hmm… W kazdym badz razie dali nam stemple i jestesmy w Gambii, w miescie Farafenni, gdzie pozna pora zasypiamy w domu starego przyjaciela naszego towarzysza podrozy. Cdn...
Asia&Eliza

4 komentarze:

  1. Witaj Eliza ! Tam chyba macie strasznie goraco ... Jest lato czy jesien ? A co sie je na codzien ? jak to wogole przechodzi w europejskim zoladku , mam tu pare sklepow z afrykanskimi mrozonkami i nie wiem jak je gotowac, moze bys zdobyla jakis przepis ? Naprawde tam wszedzie taki smietnik ? Ile litrow antybiotyku potrzeba by wyleczyc z grypy duzego slonia ? - Pozdrawiam Jaga ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz ze sa problemy by wstawic komentarz... zobacz na pulpicie opcje - komentarz , zatwierdz pierwsza kropke w pierwszym pytaniu i potwierdz na koncu strony , chyba wtedy czytelnicy nie musza byc w google ... - Udanej podrozy i spotkania teczowych ludkow ... -Jaga

    OdpowiedzUsuń
  3. Czesc siostra, czyli jak sie spodziewalas ciekawie i egzotycznie, chociaz pewnie dla tubylcow Wy jestescie najbardziej egzotyczne:)
    Jesli kazda napotkana osoba bedzie Was przedstawiac swojej rodzinie, to moze sie zdarzyc, ze spedzicie swieta Wielkanocne na czarnym ladzie:) Uwazaj na siebie i powodzenia w poszukiwaniu przygod
    Kamil

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiamy was bardzo serdecznie, was i wszystkie Duze mama i Duze Tata, ktorzy wam pomagaja. Mamy nadzieję, ze wszystko gra.wyczytalam, ze w Gwinei Bissou jest duzo krokodyli, wezy i roznego robactwa.Uwazajcie na siebie! Buziaczki!Trzymamy kciuki!G.H.i Z.

    OdpowiedzUsuń