poniedziałek, 19 stycznia 2009

Banjul cz1

























































We've experienced the day before that hitch-hiking with our friend was nearly impossible, because he seem to not understand what does it mean. That's why we decided to take a bus again. We were a little bit tired of him expecting that we will pay for everything, expecially that we do not use to spend so much money on transport, so we came together to Barra, then took a ferry to the capital of Gambia - Banjul, stayed for a night in nearby Bacau by his family (where we had a great pleasure to have a nice talk with his uncle, who were travelling a lot and studied in Nigeria and UK) to say "bye bye" to our friend the next morning.

Z Farafenni, wciaz z naszym gambijskim kolega, pojechalysmy busem do Barra, miasta znajdujacego sie tuz przed stolica Gambii. Jako ze zaczelo nas draznic jego swobodne korzystanie z naszych pieniedzy, a i jechanie autostopem okazalo sie z nim niemal niemozliwe, ukrylysmy ostatnie 200 dalasi (jakies 22zl) i udalysmy, ze nie mamy pieniedzy ani na pelne trzy bilety, ani na prom z Barra do Banjul. Dodalysmy przy tym, ze juz nie mozemy wymienic w Gambii wiecej pieniedzy. Wtedy Yahya postaral sie o niewielka brakujaca sume do swojego biletu, a nastepnie w Barra zalatwil od brata (tu zdaje sie, ze kazdy ma wszedzie braci i siostry:)) pieniadze na prom dla nas troje (raptem 10 dalasi za osobe). Stamtad pojechalismy do jego rodziny w Bacau, blisko Banjul, gdzie mialysmy przyjemnosc poznac jego wujka, ktory studiowal i w Nigerii, i w Wielkiej Brytani, poza tym podrozowal po wielu innych krajach oraz czesc jego rodziny. Wieczorkiem wybralysmy sie na plaze i moczylysmy nogi w oceanie. Naszym zdaniem byl cieplutki, cieplejszy niz Baltyk latem. Tutaj jednak twierdza, ze teraz za zimno, by sie kapac:)
Rano zabralysmy plecaki, wybralysmy sie autostopem do stolicy i tam na straszliwie brudnej plazy pozegnalysmy sie z naszym kolega, chcac jechac dalej same.

3 komentarze:

  1. Od JEZYKA : Droga Elizo - smuteczek ogarnia mnie az po czubki kolcow. No bo albo z tym roamingiem cos nie tak, albo tez niektore produkty Bialego (lub Zoltego) Czlowieka odmawiaja wspolpracy na Czarnym Ladzie. Tak czy inaczej sukces nie uwienczyl zadnej z moich licznych prob wyslania smsa. Bo gdyby bylo inaczej - to czyz smsowego raportu z potwierdzeniem bym nie otrzymal ? Niestety bufor depozytowy w naszej ojczystej, wspanialej sieci przechowuje tylko dwa dni, a potem - no coz, anihilacja. A Kolczatek tak sie staral ...

    ps. Do moich licznych obaw i niepokojow dolaczyl nastepny : nie wszyscy z tych milych, nowych kolegow spotkanych w podrozy okazuja sie tacy bezinteresowni ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Elizo , ja tu w takich auslanderskich klimacikach slyszalam ze w Carnej Afryce nikt nie zostaje na ulicy na noc , ze zawsze znajdzie sie ktos kto zaprosi go do siebie. Chyba nie masz sie czym tak mocno martwic . To zwykle tam , ze nawet jesli byl wam cokolwiek uciazliwy- zaprosil was do rodziny . Pozdrawiam - Jaga

    OdpowiedzUsuń
  3. Czesc Dziewczyny! Juz sie martwilam,ze nic nie piszecie.Wiem,ze nie zawsze jest dostep do internetu,ale smsik przydalby sie czesciej.Dzieki za wyczerpujace opisy waszej podrozy.Bardzo ciekawy opis przyrody i krajobrazu.Asiu,dla Borsuka zostalas Afryka.Uwazajcie na siebie.calujemy, pozdrawiamy Was.Czekamy na dalsze wiesci.Graz.

    OdpowiedzUsuń