niedziela, 1 marca 2009

Akomodacja * How difficult to adjust to Europe again...



It definietly wasn't easy to adjust to European realities again. There was snow around more than one week after our coming back, people were wearing so grey, warm clothes, everyone and everything seemed to be so organized and... sad. No one shouting "white!" after us, no one talking or at least smiling to us...

Then coming back to work (for Asia directly from the bus...). Nice. As usually. After this break maybe even more. People asking how was my stay in Africa, some small changes, snowman made just by my window (survived one week!).

After 2 days I've catch a cold, not long after my digestive system decided to strike, protesting against receiving heavy European food instead of lovely West African.

2 weeks passed. But every single hour my mind is travelling back to West Africa. I can not escape keeping comparing this 2 so different continents... And missing this wourld which suppose to be strange to me but sometimes feels more natural than my own culture...



Niełatwo było się przestawić na Europę. Przywitał nas śnieg, utrzymujący się potem ponad tydzień, chlapa, ludzie w autobusie nosili jakieś takie szare i grube ubrania, nikt nie zaczepiał, nie pytał, jak się mamy, nie wytykał palcem krzycząc "biały!", nie proponował obejrzenia jego stoiska... Co więcej, niemal bezskutecznie szukałam uśmiechów na twarzach innych. Domy jakieś takie porządniejsze, wszystko zdaje się lepiej zorganizowane i bogatsze, a na pewno estetyczniejsze, ale... jakoś tu smutniej...

Następnego dnia powrót do pracy (dla Asi nawet od razu...). Miło. Jak zawsze. A po przerwie moze bardziej. Duzo osob pyta o wrazenia z Afryki. Poza tym troche zmian, wiec trzeba sie na nowo zorientowac. Za oknem powstal bałwan, ktory trzymal się potem przez tydzień.

Po dwóch dniach nieco się rozchorowałam - zmiana klimatu dała się we znaki. Więc wizyta u lekarza, gdzie najpierw przyszło mi poopowiadać o wyprawie, a następnie otrzymałam antybiotyk wziewnie. Z próbek bezpłatnych, więc nawet nie musiałam zachodzić do apteki. Co ciekawe, nawet trzewia, przedtem tak bezproblematycznie przestawiające się na jedzenie na kontynencie, o ktorego kulinarnych niebezpieczenstwach tyle sie nasluchalysmy, nieco protestowały przed ostroznie wprowadzanym polskim zarelkiem.

Minęły dwa tygodnie. Wszystko niby wróciło do normy. A jednak na kazdym kroku włącza się w głowie porównywanie, utrzymuje się świadomość, ze ileś tam kilometrów stąd jest zupełnie inaczej. Gorzej? Lepiej? Podobnie? Inaczej...

Zaczęłam dorzucać fotki, ale do róznych postow, jak mi wyjdzie, nie po kolei. Czasem wklei mi się coś nie tu, gdzie chciałam bądź nie to, co chciałam, ale póki co nie potrafię wyciąć czy przekleić raz zamieszczonych zdjęć (jak ktoś potrafi, chętnie skorzystam z pomocy technicznej). Więc komu nie mam okazji pokazać zdjęć osobiście, z komentarzem, polecam zaglądanie na bloga w dalszym ciągu. Tym bardziej, ze po wrzuceniu fotek planuję uzupelniać zakładki, dodawać praktyczne informacje i ciekawostki, na których umieszczenie nie starczyło wcześniej czasu.