poniedziałek, 12 stycznia 2009

30 godzin * 30h (till the departure)

It was quite a stressful time...

***** ***** ***** ***** *****

Niecałe 30 godzin. Tyle zostało do momentu wyjazdu. Za dwa dni o tej godzinie będziemy w Senegalu...

Odezwała się jakaś kobitka z CouchSurfing, że może nas przenocować w Dakarze. Podała nr telefonu i prosiła o wcześniejsze zadzwonienie do niej. Tylko czy w środku nocy jakoś do niej dotrzemy i czy będzie chciała gości o tej porze? Ale nawet gdyby był z tym jakiś problem, zagospodarować sobie kilka godzin to żaden problem:-). A jeśli się wyśpimy w samolocie, to cały Dakar nocą nasz:-)... Najważniejsze, że najprawdopodobniej mamy już w tym wielgaśnym a zarazem egzotycznym mieście (2,5 miliona mieszkańców...) jakąś przystań:). Taka miła wiadomość na koniec dnia:).

Stresik przedpodróżowy daje się we znaki. Takiej siebie nie pamiętam. Wieczorem przed wyjściem z domu najpierw dobrą chwilę szukałam butów trzy razy patrząc na nie (były w najbardziej przewidywalnym miejscu), potem kurtki, następnie kluczy od mieszkania (też były tam, gdzie być powinny i gdzie od razu zajrzałam, ale dopiero po za trzecim razem je znalazłam). Strach pomyśleć, co będzie w dzień wyjazdu.... Aż mi się przypomina Jeżyk z jego paniką przed wejściem do pociągu (kto tego nie widział, wiele stracił:)). Ale trzeba przyznać, że tak małą mamy wiedzę o miejscach, w których będziemy... Nie bardzo wiemy na co się przygotowywać, co pakować... Do tego kwestia języka. W Gambii porozmawiamy sobie bez problemu po angielsku, ale Senegal czy Gwinea to kraje francuskojęzyczne... A moja znajomość tego języka wciąż ogranicza się do kilku zdań...

Śledzący sytuację polityczną tata wspomina a to o gwinejskim zamachu stanu, a to o separatystach przy południowej granicy Senegalu... Cóż... Szczerze pisząc, tego to się akurat mniej obawiam. Bardziej zastanawia mnie, czego NIE WIEMY... Bardziej zastanawiają mnie kwestie transportu, noclegu i tysiąca innych małych, codziennych, a jednak dla nas niecodziennych spraw. Ale czuję, że będzie dobrze. Albo jeszcze lepiej...

Jutro szaleństwo pakowania. I załatwiania ostatnich drobiazgów. Asia musi się spakować przed popołudniową-nocną zmianą w pracy, bo na busa do Berlina będzie jechała prosto stamtąd.
Chyba trafiła mi się istota bardziej szalona i zapracowana niż ja...

Kolejny post pewnie już z Afryki... Postaramy się jak najszybciej wrzucić pierwsze fotki.

Dobranoc.

5 komentarzy:

  1. Jeżyk zgłosił, że ma problemy ze skomentowaniem, więc sprawdzam...
    Widzę, że osoby mające konto na gmailu mogą wybrać profil "konto google". Zostaną wtedy poproszone za zalogowanie się, po czym będą mogły umieścić komentarz. Zaraz sprawdzę, czy uda się zmienić toto tak, by wszyscy mogli swobodnie komentować...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba udało mi się obejść blogowe ograniczenia dzięki pomysłowi pewnej inteligentnej istotki (dzięki, Aga!), dzięki której zresztą ten blog powstał:-).
    A więc stworzyłam konto teczowa.afryka@gmail.com z hasłem: elizaasia, na które można się logować by zamieścić komentarz do posta. A więc komentujcie śmiało:)
    Pozdrawiam cieplutko
    Eliza

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko nie patrzcie na godziny komentarzy, bo są wzięte chyba z księżyca (około pełni:)), a nie wiem, jak toto zmienić...
    Eliza

    OdpowiedzUsuń
  4. Natrafiłem na wypowiedź o mojej pewnej, mało jeszcze powszechnie znanej właściwości, i odebrałem to jako ambicjonalne wyzwanie ku temu - żeby coś więcej w tej kwestii wyjaśnić.

    Tak więc moja panika przed podróżami PKP-em tkwi w niezwykłym związku przyczynowo - skutkowym. W skrócie można by to ująć w równanie : Jeżyk + jazda pociągiem = nieuchronna Z-A-D-Y-M-A ! Rzecz w tym że posiadam nieco szerszą wiedzę o tym przewoźniku i różnych niedociągnięciach co do jakości świadczonych usług. Konfrontacja tego co zastaję z tym - o czym wiem, że mi się należy powoduje że nie raz już nad wyraz energicznie okazywałem swoje niezadowolenie... Nie godząc się na oferowaną bylejakość wdaję się w rozmaite awantury, i już bywało że mocno narozrabiałem, ściągając na siebie plagi przeróżne... No a przy tym zarabiam na opinię pieniacza kolejowego, który do tego własne gniazdo kala. Tak więc wsiadając do wagonu jakbym słyszał słowa piosenki Eli Mielczarek (cyt) : "tak podróż się zaczyna - a kto wie jak skończy się ?". No cóż, czasem kończy się na przykład "komitetem powitalnym" SOK-istów, ale bez orkiestry. Perspektywa takiego związku przyczynowo - skutkowego może być wystarczającym uzasadnieniem dla moich przedwyjazdowych objawów paniki. Co prawda pewna przemiła istota twierdzi że to wszystko dzieje się na moje własne życzenie - ale to nie zmienia faktu że jednak SIĘ DZIEJE. A taki przeciętny, zwykły podróżny to ma dobrze - że o pewnych sprawach nie wie. Lecz może to lepiej że nie wie, dla jego własnego spokoju...

    Jeżyk.

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie już panika minęła i pozostała RADOŚĆ. Przynajmniej na ten moment. Choć do wyjazdu 10 godzin, a rzeczy porozrzucane po dwóch pokojach (i w mniejszej mierze to chyba w prawie wszystkich pozostałych pomieszczeniach mieszkania) cierpliwie czekają na spakowanie...
    Cały czas jestem w kontakcie telefonicznym z Asią. Ona już spakowana, od 15. dzisiaj do jutra do ostatniej chwili w pracy. Właśnie z podopiecznymi wybiera się do sklepu kupić ostatnie drobiazgi...
    Przytulańce wirtualne ślę wszystkim Przyjaciołom i Bliskim, których nie mogę uściskać osobiście.

    OdpowiedzUsuń