sobota, 24 stycznia 2009

Bissau





































Jadac noca przez Gwinee Bissau zatrzymujemy sie po drodze w Gabu, Bafata i innych miastach. W kazdym z nich kierowca ma jakas kontrole dokumentow, co jest ponoc tutaj normalne. Ku naszemu zdziwieniu widzimy, ze tutejsi ludzie ubieraja sie bardzo europejsko, prawie nie widac nikogo, kto nosilby typowe afrykanskie kolorowe ubrania. Choc jest pozna noc, w wioskach tetni zycie, wszyscy sa jacys tacy bardzo radosni, wygladaja przyjaznie. Zabudowa w wiekszosci murowana, naokolo dosc czysto, miasteczka takie jakies "ogarniete". Czujemy sie jak na poludniu Europy.Okolo polnocy docieramy do domu Naziego, szybki "prysznic" (wiadro z zimna woda) i kladziemy sie wszyscy spac na zlaczonych dwoch materacach okrytych duza moskitiera. Rano po sniadaniu (bagietka z margaryna, kawa rozpuszczalna z duza iloscia cukru i herbatka afrykanska) robimy upragnione pranie. Ilosc kurzu, jaka pozostaje w wodzie robi na nas wrazenie. To samo dzieje sie gdy myjemy wlosy.. Wreszcie czyste jedziemy z naszymi gospodarzami i sasiadem wymienic pieniadze do kantoru (czyt.kolesie stojacy na ulicy) oraz do kafejki internetowej. Stolica bardzo europejska. Widac troche turystow, w wiekszosci Portugalczykow. Nie widac tak bardzo smieci, ale na ulicy ruch samochodowy typowo afrykanski. Taksowki wszystkie jednej marki, niebieskie, calkiem dobrze sie trzymajace. Inaczej niz w Gambii, skad pamietamy rozwalajace sie, ledwe sunace po drogach, zolto-zielone graciki. Wracamy do domu, jemy obiad ze wspolnej michy rekoma (ryz z miesem, ale niestety bez cudownie ostrego gambijskiego pieprzu), po czym jedziemy na przejazdzke po stolicy. Chlopaki dziwia sie, gdy upieramy sie ze pojdziemy spowrotem piechota. My chcemy troche pogadac z ludzmi, pomaszerowac, porobic zdjecia, a nie tylko ogladac wszystko zza szyby samochodowej. Z lekkim niepokojem czy trafimy do domu, jednak nas zostawiaja w srodku miasta. Zaraz zaczepiaja przyjazni miejscowi. Ja, w mojej kiecce gambijskiej czuje sie chyba bardziej afrykansko niz tutejsze kobiety. Calkiem niezle idzie nam rozmowa, bo podczas dlugiej drogi z Senegalu do Bissau chlopaki nauczyli nas troche kreolskiego. Zreszta mozna sie jakos dogadac mieszanka angielsko-francusko-hiszpansko-wloska. Kupujemy kilka pamiatek, oczywiscie po negocjacjach (na poczatku cena np jest 27000 frankow, a zakup zostaje dokonany za 8000), wode w dosc dobrze tutaj zaopatrzonych sklepach i wedrujemy dlugasna ulica w dzielnice naszych gospodarzy. Po drodze docieramy do kafejki internetowej, ale okazuje sie zaraz zamykaja, ze wzgledu na koncert, ktory ma sie niedlugo odbyc przed kafejka, na duzej scenie. Poniewaz jest jeszcze godzina do koncertu, a pora pozna, decydujemy sie wrocic do domu i ustalic z chlopakami, czy ida z nami. Po drodze spotykamy naszych gospodarzy, ktorzy bija nam brawo, ze tak dobrze zapamietalysmy droge do domu. Wsiadamy i jedziemy z nimi do kolejnego znajomego-Mauretanczyka prowadzacego kolejna apteke. Po powrocie do domu, jemy kolacje(tym razem makaron z duzej michy) po czym decydujemy sie jechac w czworke, z Nazim i Hamdenem na koncert. Jednak okazuje sie, ze cos sie nie zrozumielismy, bo chlopaki nie chca wchodzic poza brame duzej restauracji, gdzie odbywa sie koncert, tylko mowia, ze poczekaja na nas w samochodzie. To jednak nie wchodzi w rachube, bo nie chce sie zgodzic na to, by czekali godzine lub dwie na nas w samochodzie. Mowie, zeby wracali, a my sobie wrocimy same piechota te 3 km. Nazi jednak sie martwi, mowi, ze to niebezpieczne w tej okolicy tak wedrowac noca i chce zostawic wobec tego nam samochod i kluczyki, zebysmy wrocily jego autem. Na to sie nie godze i ustalamy jednak, ze wezmiemy taxi do domu.
Koncert to jednak niedobre okreslenie. To bardziej przedstawienie, show na scenie w restauracji pod golym niebem. Wstep platny, gosci nie za duzo, ale atmosfera przyjemna. Nie wszystkie stoliki sa zajete. Na scene wyskakuja tancerze i tancerki, ktorzy wyprawiaja cuda, a we mnie wibruje krew.. Zaczynam od razu sie niecierpliwic, bo juz bym chciala byc w Konakry, juz bym chciala tanczyc, tak jak ci na scenie.. Troche tradycyjnego tanca, spiewow, gry na roznych afrykanskich instrumentachm, zmieniajacych sie artystow i stylow muzycznych; mija troche czasu i decydujemy sie wracac, zeby nie budzic po nocy naszych gospodarzy. Zaraz za brama zatrzymuje sie samochod. Mlody chlopak i dwie Murzynki zapraszaja do auta-mowia, ze mamy same nie wracac piechota. skoro sa tak uczynni, nie tlumaczymy juz, ze chcialysmy zlapac taxi. Docieamy do domu, idziemy spac, tym razem na materacu przeniesionym na cos jakby werande, bo chlopaki uznali, ze bedzie za cieplo w srodku. Zatem spimy, mozna rzec-pod golym niebem. Rano dosc wczesna pobudka, toalet poranna, pakowanie, ja jeszcze udaje sie z sasiadem na umowiony dzien wczesniej jogging. Jedziemy kawalek busikiem na stadion, gdzie od rana juz trenuja pilkarze, kilka osob biega po biezni, ktos tam cwiczy na silowni. Niedaleko tego stadionu dzien wczesneij widzialysmy prezydenta, ktory ponoc codziennie trenuje. Od razu lepiej sie czuje, mimo iz moj partner po jednym okrazeniu odpada... Wracajac zajezdzamy jeszcze do fryzjera i jedziemy do domu. Chlopaki odwoza nas jeszcze do kafejki, standardowo wymiana adresow i numerow telefonow, pozegnanie, ostatnie wspolne fotki i zaraz ruszamy na wylotowke. Decydujemy sie jechac prosto do Gwinei, nie zwiedzamy juz Gwinei Bissau-jak najszybciej chce zaczac tanczyc. nawet juz nie chce jechac na wyspy Bolama, tym bardziej ze tydzien temu zatonela lodka, ktora miesci 30 osob, a zaladowana byla dwukrotnie... Wszyscy zgineli... Teraz nawet nie bardzo by mozna bylo tam poplynac bo fale siegaja 2 metrow, co jest zbyt duzym ryzykiem jak na taka lodke.
Asia

9 komentarzy:

  1. Czesc! Lepiej Wy juz jedzcie tam, gdzie macie jechac, a nie wloczcie sie po nocy po nieznanych miastach.Nie dostarczajcie sobie i nam dodatkowych wrazen.Przystopujcie troche!Graz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Eli!Czytam te Wasze posty z zapartym tchem i troche mi to pomaga w przetrwaniu szaro - burej i chorej na dodatek zimy w Szczecinie. Tylko gdzie te zdjecia? Nie moge sie ich doczekac!Tak samo, jak nie moge sie doczekac, az wrocisz do domku i zrobisz jakis wieczor z kuchnia afrykanska, moze byc nawet ze wspolnej michy;] Trzymajcie sie tam cieplo i uwazajcie na siebie - nie dajcie sie zaciagnac 'przed oltarz' ;];]

    OdpowiedzUsuń
  3. ah, nie pomyslalam, ze zaloguje mnie jako sunek - jakby co, to ja - Aga - autorka tego bloga;] Pozdrawiam jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiamy was trzymajcie się, pragniemy już aby ta wędrówka po Afryce dobiegła szczęśliwie końca i zacznijcie tańczyć z panią profesor.

    OdpowiedzUsuń
  5. Opisy przypominaja troche film, mam nadzieje że taki amerykański, bo one sie zawsze kończą dobrze.
    Czasem ta sie nawet zastanawiam, ech panie scenarzysto, tu sie zagalopowałeś, już nie wykaraskasz bohatera z tej sytuacji, ale chłopakom nie na darmo płacą, zawsze coś wymyślą żeby bohater wyszedł zwycięski i w lśniącej zbroi (lub chociaz półbutach męskich).
    Takiego scenarzysty życzę całej przerażonej widowni, jak i świetnie bawiącym sie aktorom. Wybawcie się dobrze dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Od JEZA - No wlasnie, teczowy bracie Berecie, to jest najlepsze okreslenie : "przerazona widownia". Ja rowniez jako widz odczuwam takie stany...

    OdpowiedzUsuń
  7. Najpierw slowko do Agi(Sunek): dwa zdjecia sa, tylko trzeba sie zalogowac,na pulpicie nawigacyjnym w liscie czytelniczej zjechac do zapisu z Farafenii i otworzyc.
    Czesc Podrozniczki!Co tam u Was dzisiaj slychac?na brak wrazen narzekac nie mozecie, my (czytajac wasze slowa) tez, jak wszyscy zauwazaja.Uwazajcie na siebie.Sciskamy.G,Z,H.
    Ps. Borsuk chory, lezy z goraczka

    OdpowiedzUsuń
  8. Graz, dziekuje za zainteresowanie;] chociaz dziwi mnie troche to, ze w celu obejrzenia zdjec, trzeba sie zalogowac - w trakcie moich prob, przy tworzeniu tego bloga tak nie bylo. Zycze zdrowia dla Borsuka, kimkolwiek jest, epidemia teraz jakas;/
    Ogladalam wczoraj film o Ugandzie i przez caly film o Was myslalam - do Ugandy co prawda macie daleko, ale może jest tam podobnie..Pozdrawiam i sciskam bardzo mocno! Aga.

    OdpowiedzUsuń
  9. No coz tam u Was? cos dlugo sie nie odzywacie.A my tu czekamy z niecierpliwoscia i niepokojem.Wedlug moich obliczen juz powinnyscie byc na miejscu w Konakry.Czyzby jakies komplikacje po drodze? Asiu, gdy tesknie,otwieram zdjecie i patrze,jak sciskasz lapki dzieciakom i promieniejesz szczesciem. Myslami jestesmy z wami, trzymamy kciuki za powodzenie, zaklinamy los, by Wam sprzyjal.Mocno was sciskamy.G,Z,H,L.
    (ps.Borsuk zamienia sie w Chomika ...)

    OdpowiedzUsuń