Jedni potrzebują ich mniej, inni więcej, jednak tak zupelnie bez nich trudno by było... Czy jednak wszystkie trzeba mieć przy sobie przy wyjeździe? A jeśli tak, to w jakiej walucie?
1. Bankomaty
W Dakarze niemal bez zarzutu. Akceptowane są rozne karty, bankomatów jest sporo, a przy prawie kazdym umundurowany i uzbrojony straznik. Tylko ten bankomat na lotnisku, choć niby mial akceptowac wszystkie karty, to w praktyce sobie wybieral. I nie wiadomo, jakim się kierując kodem, bo potrafił np. zaakceptować jedną kartę Visa, a inną odrzucić... Taki jakiś kapryśny stwór.
Poza Dakarem nie zdarzyło nam się spotkać w Senegalu żadnego bankomatu i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ich po prostu poza stolicą nie było.
W Gambii nie trafiłyśmy nigdzie na zaden bankomat, ale, szczerze pisząc, jakoś bardzo się za nim nie rozgladałyśmy. W stolicy byłyśmy krótko, a tyle było ciekawszych zajęć niz uganianie się za skrzynka z pieniędzmi! Być moze więc coś jest w samym Banjulu czy jego bezpośrednich okolicach, jednak... nawet jeśli, to nie znaczy jeszcze, ze działa;), więc lepiej mieć wystarczający zapas gotówki.
[Dopisane pozniej:] Widzialam kilka bankomatow w okolicy Banjulu, szczegolnie w 0kolicy "turystyczno-imprezowej" Senegambii (czy w samej stolicy - nie wiadomo, ale stolica tworzy w praktyce jedna calosc z okolicznymi miejscowosciami, niektorymi wiekszymi niz sam Banjul:)). Niektore akceptuja tylko miejscowe karty, ale sa i bankomaty akceptujace karte Visa, a podobno i inne karty tez, ale jeszcze nie wyprobowalam.
Bissau, Gwinea Bissau. O tak, tu są bankomaty! Chyba ze dwa. Jednak płonne Twoje nadzieje, podrózniku, jeśli zechcesz wypłacić w nich pieniązki... Tu króluje niepodzielnie EkoBank i jego karty, a jakieś Visy, Maestra itp. nie mają prawa zakłócać jego spokoju.
Oczywiście w miastach i miasteczkach poza stolicą tym bardziej nie masz co szukać.
Conakry, Gwinea. Sporo bankomatów akceptujących karty Visa. Podobno jest tez jakiś, który akceptuje Maestro, ale mimo usilnych starań nie udało mi się go odnaleźć.
Na północ od stolicy nawet by mi nie przyszło do głowy szukać bankomatu, a duza szansa, ze i w pozostałej, niepoznanej przez nas, części kraju płonne nadzieje tego, co chce skorzystać z tej sprytnej maszynki. Choc ktoz to wie?...
2. Waluta, kantory
Euro i dolary są wymienialne w kazdym wiekszym miescie i wielu miasteczkach. W Gambii bez problemu wymienia sie rowniez funty - nie zwrocilam uwagi, czy w innychv krajach tez.
Z kantoru korzystałyśmy tylko w Banjulu (stolicy Gambii) i 0kolicznych miejscowosciach (jest tego kilka, wiec nietrudno znalezc), najprawdopodobniej w Dakarze (stolicy Senegalu) tym bardziej nie ma z nimi problemu. Gdzie indziej pieniądze wymieniało się wprost na ulicy, lepiej więc sprawdzić przed wyjazdem aktualne kursy walut i zabrać ze sobą ściągę, by się nie dać za mocno oszukać. Co ciekawe, w Conakry (stolicy Gwineii) rozne były przeliczniki zaleznie od nominału banknotu, jaki się wymieniało. Np. za 5 banknotów po 10 euro dostawało się nieco mniej pieniędzy niz za jeden po 50 euro...
W Senegalu i Gwineii Bissau jest ta sama waluta - frank zachodnioafrykański. W Gwineii spotkacie (znacznie mniej warty) frank gwinejski, a w Gambii - dalasi.
[Eliza]
II. Elektryczność i inne dobrodziejstwa cywilizacji
1. Elektryczność
W Dakarze prąd jest prawie zawsze. Czesto sobie oczywiście znika na czas nieokreślony, no ale coz... wczesniej czy pozniej przeciez wroci... W porze deszczowej bardzo czeste to jednak kaprysy.
Poza Dakarem nocowałyśmy w Senegalu tylko w jednym miejscu i mimo, ze było to skromne gospodarstwo na obrzezach miasta, równiez tam był prąd.
W Gambii elektryczność pojawia się teoretycznie w określonych godzinach: nocami oraz parę godzin w ciągu dnia. W praktyce nigdy do końca nie wiadomo, kiedy się zechce pojawić:). I mam wrazenie, ze wiekszosc domostw jeszcze elektrycznosci nie posiada.
W słynnej z zabaw Gwineii Bissau, prąd równiez nalezy do stworzeń niezwykle imprezowych, a więc pojawia się i znika urządzając mieszkańcom całodobową dyskotekę. W praktyce wygląda to tak, ze człowiek idzie sobie do łazienki się umyć. Prąd jest, więc nie zapala świeczki. Zdazy sie rozebrać i zacząć polewać wodą, a tu nagle zapada ciemność. A wiec szuka po omacku mokrymi rękami świeczki i zapala ją. Jednak po dwóch minutach od jej zapalenia światło cudownie się zapala, więc gasi świeczkę, by jej nie marnować. Tyle ze za kolejne, dajmy na to, 5 minut (a moze i minute - nigdy nie przewidzisz) sytuacja się powtarza...
Z powodu zbyt dobrych drog (za szybka podroz), nie udalo nam sie zaobserwowac, jak wiele domow moze byc wciaz zupelnie bez pradu.
W Gwineii, Conakry, prąd jest codzienne między północą a ok. 6 rano, a co drugi dzień juz od ok. 18 do wczesnego rana. Oczywiście nie ma co na tym zanadto polegać, bo czasem mu się coś przestawi, ale z zasady nocami prąd jest i dłuzsze przerwy w jego dostawie nalezą do rzadkości. Poza Conakry podejrzewam, ze wiekszosc domostw moze jeszcze elektrycznosci nie posiadac.
Warto dodac, ze tam, gdzie prad jeszcze nie dotarl, niektórzy mają własne generatory prądu.
2. Sieć komórkowa
Przed wyjazdem z Europy nawiedziłyśmy biura obsługi swoich operatorów, by się dowiedzieć, czy będziemy miały zasięg tam, gdzie jedziemy i ile nas to będzie kosztowało. Podano ceny połączeń i smsów oraz zapewniono nas, ze zasięg będzie. Uhmmm...
Gwinea: nie działała zadna polska sieć (pamiętajcie, ze w Conakry juz nie byłyśmy tylko dwie, więc była okazja sprawdzić i pozostałe sieci).
Gwinea Bissau: tez nam komórki nie działały.
Gambia: tylko tutaj obie miałyśmy zasięg.
Senegal: tylko ja miałam zasięg (orange), a Asia nie.
3.Internet
W Senegalu miałyśmy okazję szukać i korzystać z internetu tylko w Dakarze. Nie tylko znalezienie kafejki nie nastręczało nam zadnego problemu, ale i korzystanie z nich okazało się taniutkie. Warto tez dodac, ze były otwarte przez wiekszosc dnia, czesto do północy. Do tego szybkość łącza często zblizona do spotykanych w Europie, więc nie mozna narzekać. Czesc posiada tez dobrej jakosci sluchawki z mikrofonem i kamerki internetowe przy kazdym komputerze.
W Gambii samo znalezienie kafejki tez nie było wielkim problemem, choć często trzeba było w tym celu zrobić sobie spacerek na drugi koniec miasteczka. Inaczej jednak sprawa się miała ze znalezieniem otwartej kafejki. Niewiele bowiem kafejek miało swoje generatory prądu, a więc ich działanie było uzaleznione od dostaw prądu. Do tego sami właściciele kafejek, nawet jeśli mieli jakieś oficjalne godziny otwarcia, nie przywiązywali do nich zbyt wielkiej wagi. Prędkość łącza tez zwykle nie zachwycała, a ceny moze nie były zawrotne, jednak juz wyzsze niz w Dakarze. Z zasady największa szansa na skorzystanie z internetu nadarzała się wieczorami, a dokładniej mówiąc - późnymi wieczorami. W Serrekundzie sa przynajmniej dwie kafejki, w ktorych mozna skorzystac z dobrej jakosci sluchawek z mokrofonem oraz kamerek internetowych.
Gwinea Bissau, a dokładniej jej stolica, przywitała nas wielką kafejką w europejskim stylu. Nowoczesny wygląd wzmagała jeszcze przeszklona ściana. Do tego stałe godziny otwarcia... Cena podobna jak w Polsce, ale i prędkość połączenia wiele nie odbiegała od naszych standardów. Zdziwiłyśmy się jednak nieco, gdy próba zgrania zdjęć skończyła się totalnym fiaskiem z powodu braku odpowiedniego programu nawet na komputerze przeznaczonym dla obsługi, tym bardziej, ze dopiero co robiłyśmy to bez problemu w małych, często mało estetycznie wyglądających i rzadko otwartych kafejkach gambijskich.
Gwinea, Conakry: kafejek sporo, godziny otwarcia dogodne (zwykle własny generator prądu), ale trzeba się liczyć z kolejką, cenami podobnymi jak u nas oraz prędkością łącza skutecznie trenującą naszą cierpliwość...
[Eliza]
III. NIEBEZPIECZENSTWA i jak ich uniknac
1. ZDROWIE
* Malaria! - Od czerwca po wrzesien zagrozenie malaryczne jest bardzo wysokie, wiec wszystkim wybierajacym sie do Zachodniej Afryki w tym okresie polecam powazne rozwazenie zastososwania profilaktyki antymalarycznej. Badania nad wynazieniem szczepionki przeciwko temu najwiekszemu zabojcy w rejonach tropikalnych twaja od lat, ale wciaz bez wiekszego skutku. Ostatnie znane mi doniesienia mowily o wynalezieniu "szczepionki" skutecznej raptem w ok. 50% - nie slyszlam, by wprowadzono ja do uzytku.Popularne sa za to tabletki, ktore moze nie zapobiegna zupelnie zachorowaniu, jednak znacznie zlagodza jego skutki, co w wielu przypadkach moze uratowac zycie. Osobiscie stosowalam i polecam Meflokine, znana w Europie pod nazwa Lariam. Nie zaobserwowalam zadnych skutkow ubocznych, mimo, ze moj organizm czesto protestuje przed chemiczna ingerencja. W Afryce mozna kupic Meflokine chyba wszedzie i kilkukrotnie taniej, wiec nie warto przeplacac kupujac zapas na caly pobyt w Europie. Lek zostal jednak w niektorych krajach, w tym w Polsce, wycofany ze sprzedazy ze wzgledu na zaoserwowanie, ze u niektorych po zazyciu go pojawiaja sie objawy depresji. Polecany jest znacznie drozszy Malarone. Lek ten, stosowany przez dluzszy okres czasu, moze podobno byc bardzo szkodliwy dla organizmu, szczegolnie watroby. Ciezko o szczegolowe, wiarygodne informacje na temat skutkow ubocznych, ciekawi jednak fakt, ze nie zaleca sie profilaktyki nie tylko kobietom ciezarnym i karmiacym, ale rowniez kobietom planujacym ciaze zaleca sie przerwe minimum 6 miesiecy miedzy zaprzestaniem profilaktyki antymalarycznej a zajsciem w ciaze. Nie wolno tez oddawac krwi przez 6 miesiecy po zakonczeniu profilaktyki antymalarycznej ze wzgledu na jej wplyw na uklad krwionosny. Niektorzy twierdza, ze juz mniej szkodliwa, a rownie skuteczna jest Doxycyclina (antybiotyk, jak by ktos mial watpliwosci, a wiadomo, ze kuracje antybiotykowe nie przechodza bez echa), tez oficjalnie zaliczana do opcji profilaktyki antymalarycznej.
Niezaleznie od stosowania badz nie profilaktyki , warto pamietac o moskitierach :)
[Eliza]
Kuchnia
Od samego poczatku zakochalam sie w jedzeniu afrykanskim.. W Dakarze na ulicznych straganach i wszedzie dookola chodza kobiety i dzieci sprzedajace schlodzone woreczki z sokiem, woda, zielone pomarancze, kawalki kokosa, prazone orzeszki ziemne, slodziutkie banany. To wszystko smaczne ale tak naprawde zakochalam sie, gdy po raz pierwszy jadlysmy ze wspolnej michy z senegalska rodzina w wiosce Sinndia. Duza micha, pelna ryzu, smazonej cebuli z kurczakiem, bitter tomato i oczywiscie duza iloscia bardzo ostrego pieprzu, ktorego tutaj uzywa sie w bardzo duzych ilosciach. Wszystko przyprawione, oleiste, tak by kleilo sie do rak, bo tak tu zazwyczaj sie je-rekoma albo nabiera kawalkiem bagietki, czasem lyzka. Pycha. Na kolacje tez ryz, ale tym razem z ryba i roznymi warzywami, tez pycha. Takiego jedzenia ze wspolnej michy uraczylysmy juz wiele razy, w kazdym domu, gdzie nas zapraszano na nocleg, czasem na targu, bo tutejsi ludzie jedza wszedzie razem z michy, podczas pracy na targu, przy drodze, w odwiedzanej szkole, z zolnierzami, z ktorymi jechalysmy ciezarowka, na przejsciu granicznym, gdziekolwiek. Zawsze zaczepiaja, pytaja How are you i zapraszaja od razu do jedzenia, jesli akurat sa w trakcie posilku. W Banjul mialysmy okazje sprobowac pysznej tak zwanej zupy orzeszkowej co oznacza ryz z sosem zrobionym z orzeszkow ziemnych i oczywiscie pieprzu. Tez pycha. Wszedzie, w wioskach lub miasteczkach wzdluz ulic sa stoiska z owocami, warzywami, bagietkami, malymi paczkami. W Brikama na straganie kupilysmy bagietki z tak zwana akra-czyli smazonymi kuleczkami zrobionymi z gotowanej, zmielonej fasoli, oczywiscie z pieprzem i olejem, wsadzone w bagietke, w sosie cebulowym. Mozna tez kupic bagietki ze smaozymi ziemniakami w srodku lub z makaronem i zmielona ryba. Jako danie z michy jadlysmy takze gotowana fasole, oczywiscie na ostro i oleiscie oraz ryz z kulkami zrobionymi z ryby.
Bardzo smaczny jest napoj zrobiony z owocow baobaba. Wyglada to tak: kupuje sie na targu biale przypominajace pumeks albo styropian kawalki baobaba z nasionkiem w srodku, zalewa woda, slodzi, miesza i czeka az sie to biale cos rozpusci i pije. Pycha.
Herbate robia tu zwykla czarna ale czesto dodaja tak zwany Nana, co wyglada jak zwykle zielsko, ale daje tej herbacie posmak miety. Pycha. Oczywiscie z cukrem sie pije to tutaj.
Wszyscy wszystkich czestuja wszystkim, w autobusie, gdziekolwiek. Jedzenie przygotowuje sie w metalowych michach podgrzewanych na ogniu, herbate i kawe podobnie, choc czesto tez ludzie uzywaja butli gazowej.
W Basse na targu znajdujemy lokalna kawiarnie, co oznacza stragan, gdzie mezczyzna robi nam w duzych szklanach ekspresowa herbate(ok. 30 gr), zalana goraca woda z kotla stojacego na weglu. Mozna u niego tez kupic bagietke ze smazonym jajkiem i cebula w srodku., ktore robi na miejscu, w garnku stojacym na przejsciu, tuz przy zaparkowanych busach i taksowkach... Wyglada to wszystko moze malo estetycznie, ale taka duza szklana herbaty i kawy dostarcza naszym zbolalym od kurzu gardlom niewiarygodnej ulgi.
W Gwinei Bissou w sklepach mozna kupic wszystko, co w Europie, owszem widac jakies stragany na ulicach, ale tutejsze zwyczaje kulinarne sa juz inne niz w Gambii. Na sniadanie jemy bagietki z margaryna, a pijemy kawe nescafe z torebeczki.
Asia
Uzupełnienie
Co do herbaty: na początku rzeczywiście trafiłyśmy kilkukrotnie na czarną, jednak później okazało się, ze nie mniej, a moze i bardziej popularna jest zielona gunpowder, importowana z Chin. Robi się ją w tradycyjny afrykański sposób, czyli w niewielkim czajniczku, z ogromną ilością cukru, lekko gotowaną, esencjonalną, przelewaną az do uzyskania tyle piany co herbaty. Napić się tym trudno, bo uzyskujemy ilość napoju odpowiadającą niewielkiemu esspresso, ale za to deser (a pamiętajmy, ze tu slodyczy jako slodyczy za wiele sie nie spozywa) przewyborny.
Co do akry: zasmakowałyśmy w niej w Gambii, gdzie jest łatwo dostępna i popularna, więc szukałyśmy jej i w Gwineach. Bezskutecznie. W Gwineii Bissau zdawało się, ze miejscowym starcza do bagietki majonez bądź ewentualnie cebula, a w przypływie rozpusty i to, i to naraz. W Gwineii spotykałyśmy wielość past fasolowych, farsze mięsne i oczywiście rybne, jednak na pytanie o akrę rozkładano ręce. Dopiero w Dakarze była znowu dostępna, ale... tylko w godzinach popołudniowych. Taki zwyczaj.
Co do owoców: podstawą w odwiedzanych przez nas krajach były o tej porze roku zielone pomarańcze. Dostępne u nas, pomarańczowe, są drogie jak w Europie Zachodniej. Podobnie z mandarynkami. Dlatego tez rzadko spotykalysmy sie na stoiskach. Za to zielone - wszedzie. Jest to gatunek nieco mniej delikatny, ma więcej pestek, włókna są twardsze, a smak nieco kwaśniejszy. Obiera się taką pomarańczkę cienko, odcina jeden wierzchołek, "wypija" sok z częścią miązszu i na koniec ewentualnie rozrywa owoc, by zjeść resztę miązszu.
Innymi owocami, które miałyśmy okazję skosztować są mango (choć sezon na te owoce jeszcze się za naszego pobytu nie zaczął) czy zupełnie inaczej niz u nas smakujące awokado. W Dakarze latwo kupic rowniez grejpfruty, plantany czy mandarynki (tutejszy luksus, dobry na prezent jak sie idzie gdzies w goscine, bo wiekszosc bardzo je lubi, ale ze wzgledu na cene bardzo rzadko kupuje). Nie zapomnimy smaku słodziutkich bananów z Gambii, choć próbowałyśmy równiez i odmiany zielonej, nie znanej u nas, nieco mniej słodkiej. Poza tym często dostępne były ananasy, zwykle juz obrane i pokrojone.
cdn.
Eliza
Przyroda, krajobraz
Senegal od Dakaru do Gambii
Ku mojemu rozczarowaniu w Dakarze natknelysmy sie na znikoma roslinnosc afrykanska, kilka drzew na ulicach, pelno pylu, spalin, wszystko suche i zakurzone. Jadac dalej przez Senegal krajobraz roslinny niewiele sie roznil od tego w Dakarze. Jadac przez wioski i niezamieszkale tereny wiadac bylo tylko suche baobaby, trawy i krzaki-ale daleko im bylo kolorem do wiosennej zieleni w Polsce. W wioskach i niektorych miasteczkach domy przewaznie murowane niskiej zabudowy, z dachem zrobionym z blachy, ale czasami sa to bardziej lepianki-okragle, pokryte afrykanska strzecha. Pomiedzy domami tylko suchy piach. W wioskach widac psy, lazace wszedzie kozy, kury, czasem jakis kot, no i biegajace po scianach jaszczurki. na drogach czesty widok to cos jakby powozy, a w zaprzegu kon albo osiolek. Ptakow tez nie widac. Dwa razy widzialam cos jakiby orla, w Khaolack, nad woda pelno chyba mew ze wzgledu pewnie na te wysypiska smieci, ktore widac wszedzie, szczegolnie w miastach na duzych pusych przestrzeniach. Insektow bardzo malo-pewnie ze wzgledu na te pore-sucha od pazdziernika do okolo maja. W porze deszczowej, czy tez mokrej caly czas pada, uklad ulic wyglada zupelnie inaczej, bo sa zalane woda, roslinnosc sie budzi ze snu, nabiera kolorow, insektow sie roi, a od okolo pazdziernika zaczyna wszystko schnac. Wiec napewno takie krajobrazy jakie zastajemy tutaj, o tej porze (styczen) sa wina braku deszczu od paru miesiecy. Pogoga - dla nas to takie konczace sie lato, dla nich zima, ciagle mowia ze im zimno. Coprawda dlugie spodnie i jakis dlugi rekaw nam tez sie przydaje, ale i tak cieszymy sie, bo jest cieplej niz teraz w Polsce. Narazie na moja blada skore krem z filtrem jest bezuzyteczny - slonce, podobnie jak u nas pod koniec lata-nie za bardzo opala, delikatnie ogrzewa, a nie wyciska poty. Zblizajac sie do Gambii widac bylo coraz wiecej drzew, palm, krzakow bardziej zielonych, aczkolwiek to jeszcze nie bylo to na co stac afrykanska roslinnosc.
Gambia Od razu po przekroczeniu granicy senegalsko-gambijsiej widoki bardzo nam sie spodobaly. Wiecej drzew, a pobliskie miasto Farafenni (choc zabudowa przypominalo wioske, bylo miastem) wygladalo na o wiele czystsze, bardziej "ogarniete", bardziej kolorowe. Jadac z jednego konca Gambii, od Farafenni do stolicy (Banjul) wzdluz rzeki Gambia, na widnokregu pojawialo sie coraz to wiecej drzew, baobabow, wypasanych krow, bardziej gestej krzaczastej roslinnosci. Co jakis czas pojawialy sie szerokie pasma rzeki. W miescie Barra, gdzie trzeba sie zabrac promem na drugi brzeg-gdzie jest juz stolica ukazala nam sie rzeka Gambia w calej swej okazalosci, z niebiesciutka woda, falami, piaszczystym brzegiem i zacumowanymi dlugimi lodkami rybackimi. W tym miejscu rzeka uchodzi do Atlantyku. Pieknie! Coprawda dalekie to bylo jeszcze do rajskiego widoku, ale ten ogrom wody byl urzekajacy. Do tego po raz pierwszy dzien bezchmurne niebo, slonce i lekki wiaterek. Plaze w Banjul i okolicznych miastach (Bakau, Sukuta) piaszczyste, nawet czyste, ladne, jedynie przy porcie troche smieci na plazy i rybich wnetrznosci. Woda w oceanie cieplutka, cieplejsza nic w Baltyku latem, na piasku troche muszelek, piasek prawie jak u nas, plaza szeroka, ladna. Tutejsi ludzie czesto graja na plazy w siatkowke, w noge, ale raczej sie nie kapia-dla nich za zimno na kapiel. Tutaj, w Banjul i niedaleko stolicy duzo drzew, nawet napotykamy "lasy" pelne palm i krzewow. W domostwach, o wiele schludniej zabudowanych niz w Senegalu zawsze jest jakies drzewo, krzak, czasem ogrod warzywny z drzewem bananowca lub mangowca na srodku. jest tu w okolicy kilka reserwatow, miejsc gdzie mozna obejrzec afrykanska faune i flore, jak Snake's Farm albo Krokodiles Pool, a w Kanilia, skad pochodzi prezydent Gambii, sprowadzonych zostalo wiele zwierzat, jak lwy, malby, ptaki... Udalysmy sie tam, ale ze wzgledu na cene nie weszlysmy na teren "prezydencki". Jednak droga, ktora jechalysmy z Banjul do Somy rekompensowala nam suchosc senegalska i za duza cene dla nas biletu wstepu w Kanilia. Cala droga wiedzie przez lasy, piekne, zielone lasy, pelne palm i innych drzew, widac bylo wiecej ptakow, pasacych sie krow, droga byla czerwonym ubitym piaskiem, naokolo pojawialy sie co jakis czas wielkie kopce termitow. Co jakis czas widac bylo jakies rozlewisko, raz widzialysmy biegajace malpki wzdluz drogi. Coraz piekniej jest.. Od Somy do Basse, czyli samego konca Gambii podobne krajobrazy, zielono, przestrzennie, a coraz wiekszym naszym pragnieniem jest nocleg w ktorejs z tych wiosek, gdyz pelne sa typowych okraglych chatek, z dachem zrobionym z traw. Wyglada to przeuroczo. Gambia na dlugo pozostanie w naszej pamieci jako piekny, zielony i przyjazny kraj...
Senegal od Gambii do Gwinei Bissou, region Casamas
Chociaz geograficznie ta czesc Senegalu polozona jest jeszcze nizej, za Gambia, wiec powinno byc podobnie jak w Gambii. Owszem jest troche drzew, roslinnosc podobna, ale ogolnie wyglad wioski, do ktorej trafiamy po przekroczeniu granicy, bardzo nas rozczarowuje. Jest tu jakos tak brudniej, bardziej to wszystko zakurzone jest, szaro-bure, mniej przyjemne. Zlapana okazja przecinamy Casamas najkrotsza droga, wiec niewiele widzimy, ale wolimy byc szybciej w Gwinei Bissou. Zreszta dowiadujemy sie w Casamas jest niebezpiecznie.
Gwinea Bissou
Maly kraj, ale zielony i jak narazie sprawia wrazenie bardzo europejskiego, dobrze zorganizowanego, miasteczka pelne domow murowanych, dobre drogi, dobre samochody, tutejsi ludzie ubieraja sie bardzo europejsko.
Asia
Jak pisać komentarze
By napisać komentarz nie mając konta na gmailu, możesz zalogować się na teczowa.afryka@gmail.com, hasło: elizaasia :-).
Czesc , to ja Jaga ... wciaz cie czytam , pozdrawiam i powodzenia ...
OdpowiedzUsuńMilo :). Dzieki :). Pozdrawiam slonecznie oddzielona od mojej Gambii zaledwie paroma godzinami czekania na lotnisku, angielskimi formalnosciami lotniskowymi i dobrymi szescioma godzinami lotu :). Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuń